czwartek, 14 listopada 2013

Kary - jak? co? po co? na co?


Po długiej przerwie wracam, mam nadzieję na stałe.
W ciągu tych dwóch lat (z hakiem) dorobiłam się synka (już półtorarocznego łobuza) i magistra z psychologii zwierząt.
Straciłam długoletniego przyjaciela domu - Śrubę, który był ze mną na dobre i złe przez 14 lat. Prawie ukończyłam z Globim kurs trenerski w Centrum Kynologicznym Canid. Prawie, bo musimy z Globisiem się doszkolić i zaliczyć egzamin.

Pierwszy wpis po powrocie będzie pod znakiem kar. Jak powinno się karać psy (i nie tylko psy, na dzieci też to działa :) ) i jak nie powinno się tego robić.

Pierwszy raz ze szkoleniem pozytywnym spotkałam się szkoląc Globiego. Wcześniej słyszałam tylko  o szkoleniu tradycyjnym, czyli: usadzić psa siłą, ściągnąć psa na kolczatce, uderzyć w pysk (oczywiście leciutko, żeby tylko był dyskomfort, nie chcemy przecież psa zranić!) gdy pobiera pokarm na "nie rusz" itp. itd. można wymieniać te "techniki" do wieczora. Poniżej najsławniejszy przedstawiciel szkolenia tradycyjnego/awersyjnego i zwolennik teorii dominacji (o której też kiedyś napiszę).




 
W szkoleniu tradycyjnym główną metodą szkoleniową są kary awersyjne, czyli jak pies zrobi coś nie tak dostaje karę (uderzenie, szarpnięcie kolczatką, kopnięcie). Szkolenie jest to bardzo szybkie, pies od razu uczy się, że nie może pobrać jedzenia bez zgody właściciela, bo dostanie po pysku. Czyli dla zapracowanych właścicieli psów jak w sam raz! Nie mam czasu, żeby szkolić psa, więc szybkie szkolenie awersyjne i już. Piesek ułożony, ja szczęśliwa. Po co się męczyć ze szkoleniem pozytywnym? Po co narażać się na śmieszność w parku, gdy krzyczę radośnie do psa: "Tak jest! Super jesteś! Dobry pies!" gdy pies raczy usiąść na dupce. Po co ćwiczyć przez kilka miesięcy i dopracowywać równaj, skoro z kolczatką mi to wyjdzie po kilku razach? Otóż dlatego, żeby przypadkiem nie wyrobić u psa niepożądanego zachowania jakim jest na przykład agresja w stosunku do innego psa, albo i do dziecka. A dzieje się to tak:

Pies radośnie chce podejść do drugiego psa się przywitać. My jesteśmy teraz skupieni na treningu, szarpiemy więc biedaka, zwierzę odczuwa ból i kojarzy ból z czym? Może z odejściem od właściciela, a może z widokiem psa? Gdy powtórzymy kilka razy, pies wzmocni swoje zachowanie i skojarzy widok psa z bólem i zacznie być agresywny gdy tylko zobaczy psa w pobliżu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć z czym skojarzy się ból psu.
Byłam kiedyś z Globim na spacerze 2 stycznia. Globi witał się z małym, białym psiakiem. W tym samym momencie przyszło dwóch rosłych mężczyzn i postanowiło odpalić fajerwerki 5 metrów od bawiących się psów. Oczywiście Globi się przestraszył i następnego dnia nie bał się dwóch rosłych mężczyzn tylko małych białych psów. Fajerwerki wywołały u Globiego strach, lecz skojarzył nieprzyjemną emocję z małym białym psem.
Tak jak dzieci boją się ludzi w białych fartuchach, bo dostają od nich zastrzyk, a nie samej strzykawki.
Wróćmy na chwilę w czasy dzieciństwa. Ja mając 4 lata nauczyłam się, by nie dotykać włączonego żelazka tak, że kiedyś je dotknęłam i się oparzyłam. Więcej już nie dotykałam żelazka. Kara awersyjna musi być zastosowana w odpowiednim czasie, wtedy gdy wykonujemy zachowanie niepożądane.Gdybym dotknęła żelazko, a zostałabym oparzona po 15 sekundach gdy już nie dotykałam żelazka, a bawiłam się zabawką, przestałabym dotykać zabawki, a żelazka bym dotykała i tak.
Dlatego też, jak wracamy do domu widzimy rozwalony śmietnik po całym mieszkaniu, a pies śpi na swoim miejscu na nic nam się zdadzą krzyki i bicie psa. Pies nie zrozumie, że jest to kara za rozwalenie śmietnika, a raczej za leżenie na swoim miejscu, czy przywitanie się z pańcią/panem.

Jak się powinno karać psa (ewentualnie dziecko)? 


Jeżeli pies domaga się uwagi, bądź chce wymusić pyszne jedzenie świetną karą w tym przypadku jest ignorowanie. Ignorowanie polega na całkowitym traktowaniu psa jak powietrze. Każde zwrócenie uwagi na psa powoduje wzmocnienie zachowania. Pies nie uzyskując nagrody wygasi w końcu swoje zachowanie. Po co mam się drzeć, skoro to żadnego skutku nie przynosi? Tutaj jednak należy być konsekwentnym. Nie możemy ulegać nawet raz, ponieważ jeżeli pies zauważy, że od czasu do czasu coś mu się dostanie, to wtedy cały nasz wysiłek pójdzie się...

Wyizolowanie psa na kilka minut też przynosi dobry skutek. Za każdym razem gdy pies na przykład obszczekuje gości zamykamy go na kilka minut w innym pomieszczeniu. Dla psa większą karą jest izolacja od ludzi niż uderzenie go.

"Karą" dla psa jest też nie dopuszczanie do wzmocnienia zachowania niepożądanego, czyli jeżeli na przykład nasz pies ciągnie na smyczy, nie możemy dopuścić do tego żeby osiągnął swój cel poprzez wzmocnienie. Po prostu gdy smycz naciągnie się zatrzymujemy się i gdy smycz się rozluźni  idziemy dalej chwaląc radośnie psa słownie. Nagrodą tutaj jest pójście dalej, bo co to za spacer, gdy pies stoi w miejscu. W tym ćwiczeniu jednak trzeba konsekwencji i nie odpuścić nawet jeden raz, bo gdy chociaż raz psu pozwolimy pociągnąć i powącha krzaczek to musimy zaczynać od nowa, ponieważ nasze mądrale uczą się, że jak chociaż raz dane zachowanie (pociągnięcie smyczy) dało nagrodę (powąchanie krzaczka) to warto robić to cały czas, bo może się uda. Tak jak hazardziści, którzy grają przegrywając wszystkie swoje pieniądze, bo za setnym razem jakieś pieniądze wygrają - jest to dla nich tak silne wzmocnienie, że brną dalej w długi z nadzieją na kolejną wygraną.

Oczywiście metody tak zwane pozytywne, które opisałam wymagają czasu, cierpliwości i konsekwencji od nas. Ale za to będziemy mieć psa, który się słucha, jest grzeczny i wpatrzony w nas z chęcią pracy i zabawy. A to, uwierzcie mi, jest warte nawet najcięższej harówki. :)






















wtorek, 15 marca 2011

O wychodzących kotach.

Strona koty.pl zainspirowała mnie do napisania tego postu. Na stronie możecie znaleźć informacje jak zabezpieczyć dom (w szczególności balkony i okna) przed ucieczkami kotów, które nie wychodzą. Czuły jest kotem wychodzącym, czyli ma możliwość spacerowania po ogródku i okolicznych działkach, łąkach. Jest sporo przeciwników wypuszczania kotów, ja jestem przeciwna tylko w niektórych przypadkach: sąsiadująca ruchliwa ulica, miasto, kot niewykastrowany lub nieodpowiedni charakter (np. Maine Coon lub Norweski Leśny są zbyt odważne i nie boją się nadchodzących ludzi lub psów). Podam kilka rad (według mnie zastosowanie się do niektórych z nich jest niezbędne)  by sprawić, żeby kot był bezpieczny poza domem.

Otoczenie.
 Przed zdecydowaniem się, czy wypuszczać kota, musimy poobserwować otoczenie naszego domu. Czy chodzi dużo psów (szczególnie zwrócić uwagę na bezpańskie lub puszczane wolno), jakie jest natężenie ruchu na pobliskich ulicach, porozmawiać z sąsiadami, czy nie będzie im przeszkadzał czasem przechadzający się kot po ich grządkach (zawsze możemy przekupić ich tym, że dzięki temu nie będzie myszy w okolicy). Jeżeli jest niewiele psów, są drzewa, na które w razie niebezpieczeństwa kot może się wspiąć, jeździ mało samochodów i mamy dobre kontakty z sąsiadami, można spokojnie wypuszczać kota. Osobiście jestem przeciwna wypuszczaniu kota w mieście.
Przygotowanie kota.
Przede wszystkim nasz kot musi być zaszczepiony przeciwko wściekliźnie i  chorobom zakaźnym. Musimy też go zabezpieczyć przeciwko kleszczom oraz koniecznie wykastrować! Kastracja zapobiegnie oddalaniu się na dużą odległość (Czuły zwykle ogranicza się do ogródków sąsiadów, pobliskiej łąki, czasem zahacza o działki na przeciwko domu), bójkami z innymi kotami (choć nie zawsze, Czuły nadal pokazuje kto tu rządzi) i przede wszystkim sterylizacja zwierzaka zapobiega niechcianym ciążom i rozrostowi populacji bezdomnych kociąt.
Kot powinien też mieć obróżkę z naszym numerem telefonu lub go zaczipować. W razie gdy się zgubi jest większe prawdopodobieństwo, że ktoś go znajdzie i skontaktuje się z nami, większość schronisk posiada już czytnik czipów. Najlepiej wybrać dla kota obróżkę z gumką lub ze specjalnym zamknięciem "snap & easy", który w razie zaczepienia się kota o gałąź rozepnie się i kot się nie udusi.
Kot wychodzący nie może mieć podciętych pazurów. Jeżeli chcemy wypuszczać kota, musimy się przyzwyczaić do ostrego drapania po rękach lub kanap. Pazury pomogą kotu uciec na drzewo w razie spotkania z psem.
Jeżeli chcemy mieć rasowego kota, musimy pamiętać, że niektóre (jak np. wyżej wspomniane Norweskie Leśne) rasy nie mogą wychodzić same z domu. Również dachowce, u których zauważymy zbytnie spoufalanie się  z obcymi ludźmi nie powinny wychodzić. Na ufne koty czyha dużo niebezpieczeństw ze strony niewychowanych gówniarzy, którzy chętnie robią krzywdę kotom, tak samo odważne kociaki czasem nie zauważą, że nie mają szans z dużym psem bądź samochodem.



Musimy pamiętać, że wychodzące koty przynoszą nam "prezenty" w postaci martwych ptaków lub myszy. Trzeba to zaakceptować, lub, jeżeli obrzydzają nas martwe gryzonie, nie decydować się na niewypuszczanie kota.
Niestety, koty wychodzące też często żyją krócej, więc jeżeli chcecie, żeby biegały poza domem, zastosujcie się do tych rad, oraz wykorzystajcie swoją wyobraźnie i wtedy zadecydujcie, czy Wasz kot będzie bezpieczny w okolicy. Czasem kot będzie szczęśliwszy, gdy nie będzie musiał wychodzić.


środa, 9 marca 2011

Aby spacer był przyjemnością dla obu stron.

Zaniedbałam naukę chodzenia na smyczy u Globiego. Gdy był mały pozwoliłam mu ciągnąć na smyczy i ani się obejrzałam Globi ze słodkiej kulki przeistoczył się w 35-kilogramowego olbrzyma. Na spacerach ciągnie, nie potrafi przejść nawet metra bez naciągania smyczy i krztuszenia się. Wypróbowałam kilka metod, teraz ćwiczę na szelkach "easy walk", które bardzo pomagają. Opiszę Wam pokrótce metody nauki chodzenia na luźnej smyczy. Najlepiej wypróbować je po kolei i znaleźć najlepsze dla siebie rozwiązanie.
1. Drzewkowanie:
Jeżeli mamy szczeniaczka, lub małego psa warto zacząć od tej metody. Za każdym razem kiedy smycz się naciągnie zatrzymujemy się i czekamy aż pies zluźni smycz. Jeżeli używamy klikera to zaznaczamy nim moment rozluźnienia smyczy nie dajemy mu już smakołyka, bo samo pójście dalej jest dla psa nagrodą. Jest to bardzo czasochłonne, ale jeżeli ćwiczymy z psem konsekwentnie pies szybko zrozumie o co nam chodzi. Mi niestety nie wychodziło, bo nie zawsze udawało mi się zatrzymać takiego cielaka.
Jeżeli mamy szczeniaka powinniśmy zacząć go uczyć już drugiego dnia gdy jest u nas w domu. Nawet gdy pies przechodzi kwarantannę, możemy go szkolić w domu. Przypinamy smycz do psa, kładziemy smakołyk na podłodze i gdy pies chce jak najszybciej do niego zatrzymujemy go i czekamy na rozluźnienie smyczy. Szczeniak szybko łapie o co chodzi.
2. Obrót o 180 stopni.
Tej metody osobiście nie próbowałam. Gdy pies naciągnie smycz odwracamy się w drugą stronę i idziemy z psem w innym kierunku.
3. Halter, uzda.
Halter wygląda mniej więcej jak uzda u konia. Zakładamy psu takie cudo na pysk, przyczepiamy smycz do haltera i idziemy z psiakiem. Dzięki halterowi, gdy pies pociągnie na smyczy jego pysk skieruje się w bok, lub w dół, przez co nie będzie widział gdzie idzie. Oczywiście, gdy zdejmiemy psu halter znowu będzie ciągnąć, więc trzeba być sprytniejszym :) Po jakimś czasie (gdy pies już na halterze nie ciągnie) warto zaopatrzyć się w drugą smycz i prowadzić psa na dwóch. "Halterowa smycz" w razie pociągnięcia spełni swoje zadanie, a gdy pies nie ciągnie idzie spokojnie na smyczy. Po jakimś czasie gdy pies już się wyzbył ciągnięcia co jakiś zakładajmy psu halter (nawet już bez smyczy) żeby przypomniał sobie na czym to polegało.
Przed założeniem haltera trzeba psa przyzwyczaić do niego. Klikać klikerem i nagradzać, gdy pies ma halter na pysku. Warto kilka rundek zrobić w domu.
Minusem haltera są obtarcia pyska, szczególnie jak kupimy tanią uzdę. Najlepiej zaopatrzyć się w droższą, ale bezpieczniejszą.
4. Szelki easy-walk.
To jest mój osobisty faworyt. Jak pisałam wyżej miałam problem z zatrzymaniem Globiego, gdy zaczynał ciągnąć. Te szelki pomagają mi zatrzymać go i dzięki nim mogę spokojnie "drzewkować". Zestaw easy-walk składa się z obroży i szelek. Posiadają zabezpieczenia przed obtarciami. Stosować podobnie jak z halterem.
Czego nie używać do nauki chodzenia na smyczy:
1. Smycz automatyczna.
Ta smycz jest dobra gdy pies już chodzi na smyczy bardzo dobrze. Gdy się uczy ta smycz przyzwyczaja psa do ciągłego napięcia na obroży, więc do ciągnięcia.
2. Kolczatki, łańcuszki.
Zastanawia mnie, czemu duża ilość ludzi upiera się tak, żeby pies nosił kolczatkę, chociaż i tak nie widzą żadnej poprawy. Kolczatka tylko rani psa (tak jak łańcuszek zaciska) a większość psów się przyzwyczaja do tego i dalej ciągną w najlepsze nie zwracając uwagi na ból. Jest wiele lepszych sposobów niż kolczatki (patrz wyżej).

niedziela, 27 lutego 2011

Marsz (nie) milczenia.

W poprzednim poście pisałam o marszu (nie) milczenia. 3 kwietnia odbędzie się druga edycja w miastach, które nie zdążyły na termin lutowy. Marsz ma na celu uświadomienie, aby społeczeństwo reagowało na akty znęcania się nad zwierzętami.

Jak na razie wiem, że marsz odbędzie się w:
Warszawie; trasa:  Kancelaria Premiera, a zakończy na Placu Zamkowym.
Szczecinie;   trasa : Jasne Błonia, al. J. Pawła II, pl. Grunwaldzki, pl. Lotników, pl. Żołnierza, al. Niepodległości, Brama Portowa, pl. Zwycięstwa, al. Wojska Polskego.
Wrocławiu;  zbiórka na rynku wrocławskim.
Głogowie; trasa zostanie podana w najbliższym czasie
Zabrzu; trasa zostanie podana w najbliższym czasie

W każdym z miast marsz zaczyna się o godzinie 13.

http://marszniemilczenia.pl/

Zachęcam Was do takiego spędzenia niedzieli.

środa, 9 lutego 2011

Jak pomóc?

Od początku roku zalewa nas fala informacji na temat znęcania się nad zwierzętami, nawet nie będę wspominać, każdy z Was słyszał przynajmniej o kilku mocno nagłośnionych przez telewizję. Takie okrutne zachowania ludzi nie pojawiły się wczoraj. Na wsi na porządku dziennym jest topienie szczeniaków czy trzymanie psów na łańcuchu. Dzięki internautom telewizja zainteresowała się tymi przypadkami i je nagłaśnia.
Nie musimy tylko bezsilnie słuchać o tych okrucieństwach, sami możemy reagować. Gdy jesteśmy świadkiem przemocy wobec zwierzęcia zadzwońmy na policję (997), straż miejską (986)  lub do najbliższego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (tu możecie znaleźć listę wszystkich oddziałów TOZu).
13 lutego w Łodzi, Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, Lublinie, Opolu i Kaliszu odbędzie się marsz (nie) milczenia, który ma na celu uświadomienie społeczeństwa, że warto reagować. Jeżeli będziecie w okolicy to przejdźcie się, moim zdaniem lepsze spędzanie walentynek niż obsypywanie się serduszkami.

Również schroniska nie mają łatwo. Więcej jest zwierząt w schroniskach niż chętnych do adopcji. Jeżeli nie mamy możliwości fizycznie zaopiekować się psiakiem możemy zrobić to wirtualnie. W Azylu pod Psim Aniołem jest możliwość wirtualnego zaopiekowania się zwierzakiem. Istnieją też różne strony, gdzie po kliknięciu w reklamy, lub znaczek schronisko dostaje karmę (patrz banner na górze). Warto przekonywać znajomych, którzy chcą kupić pieska "po kosztach" nierodowodowego, żeby zastanowili się nad adopcją psiaka tej rasy. Jest naprawdę sporo pięknych rasowych psów, które są wyrzucane bo "nie spełniły oczekiwań" właściciela czyli np. za dużo mają sierści.
Bierzesz ślub? Gratulacje! Goście pewnie przyniosą kwiaty. Czy nie lepiej poprosić gości, żeby zamiast kwiatów przynieśli pieniążki, które przekażecie na schronisko, lub żeby sami wpłacili na dane schronisko lub fundację pro zwierzęcą? Kwiaty zwiędną po 3 dniach, a zwierzaki dostaną pokarm na kilka tygodni.
W dużych sklepach zoologicznych stoją pojemniki na dary dla zwierząt ze schronisk. Gdy kupujemy tam jedzenie dla naszego pupila, warto kupić kilka puszek więcej i wrzucić do takiego kosza.
Mamy niepotrzebne miski, koce, naszemu psu przestała smakować karma i prawie cały worek stoi nietknięty? Zawieźmy je do schroniska, my nie będziemy mieli bałaganu, zwierzaki będą miały co jeść i gdzie się wygrzać.

Jak widać form pomocy jest wiele, wystarczy tylko chcieć. Nie bądźmy obojętni na los zwierząt, które sami udomowiliśmy.

wtorek, 1 lutego 2011

Aby zwierzę zwierzęciem pozostało.

W wyniku domestykacji zwierząt nasze pupile utraciły większość swoich umiejętności, które w czasach gdy żyły "dziko" pomagały im w przetrwaniu. Jak pies z krótkim ogonem pokaże, że się cieszy lub boi? Jak york złapie jakąś zwierzynę? Nasze psy nie poradziłyby sobie same w lesie, żadna wypuszczona papuga nie zdobyłaby jedzenia, nawet szczur domowy zginąłby w naturalnym środowisku. Jedyne zwierzęta, które by sobie poradziły to koty, chociaż te dziko żyjące , też potrzebują pomocy ludzi szczególnie w okresie zimowym. Jednak czy to, że nasze zwierzaki nie są do końca zwierzęce oznacza, że mamy prawo je jeszcze bardziej uczłowieczać? Czy czasem nie przekraczamy granicy człowiek-zwierzę?

Mój kolega opowiedział mi o swojej znajomej, która ma yorka. Piesek nie wychodzi na spacery. Ma kuwetę w domu i tam się załatwia. Wyobraziłam sobie nieszczęście tego psa. Terier, w którego żyłach płynie krew psa myśliwskiego, uwielbiający biegać i bawić się na dworze jest zamknięty w czterech ścianach.

Następną historię opowiedziała mi znajoma, której sąsiadka znalazła papugę. Kupiła jej klatkę i różne zabawki. Papuga jednak nie jest wypuszczana z klatki i zaczęła sobie skubać pióra. Osobiście nie przepadam za ptakami, ale nigdy bym nie skazała go na dożywotnią odsiadkę za kratkami.

Wszelakie ubranka dla zwierząt mnie drażnią. Zrozumiałe, że niektóre psy zimą potrzebują sweter, czy buty, bo są wrażliwe na zimno, ale błagam, sukieneczkom, płaszczykom, szlafrokom mówię stanowcze nie! Pies to nie lalka do przebierania, według mnie jeden, może dwa swetry starczą. Oczywiście, sama kupuję cudowne obroże, nowe smycze i bandamki, często dlatego, że nie mogę się opanować jak widzę nowe wzory, ale ubranka do mnie nie przemawiają.

Tak samo jak ubranka dla zwierząt drażni mnie "nowo-moda karmowa", spotkałam się z wieloma weterynarzami, którzy zabraniali dawać psom kości, polecają za to pasty do zębów. Moje psy od zawsze jedzą kości i Śruba w wieku 13 lat jest chwalony za zdrowe uzębienie. Ostatnio usłyszałam też o diecie wegetariańskiej dla psów, co jest jakimś chorym pomysłem. Człowiek potrzebuje mięsa, a co dopiero pies, nie wspominając o kocie, który jest mięsożerny. Na szczęście coraz bardziej jest modna dieta BARF czyli karmienie zwierząt surowymi produktami. Ja nie stosuję tej diety, bo niestety nie mam czasu, ale polecam, jeżeli ktoś ma czas, chęć i więcej pieniędzy.

Pamiętajmy. Zwierzę przede wszystkim oczekuje od nas ruchu, pokarmu i wielkich pokładów miłości. Jeżeli tego zabraknie, nie zrekompensuje mu tego nawet najpiękniejsza sukienka, czy brylanty w obroży.

piątek, 28 stycznia 2011

Zrozumieć kota.

W poprzednim wpisie było o psiej mowie, teraz trochę o kocich. Mój dziadek zawsze mówi, że Czuły jest wredny i nienormalny, bo najpierw daje się głaskać, a potem drapie. Ale tak zachowuje się normalny kot. Jak coś mu się nie podoba to drapie. Czuły jest do tego stopnia rozpieszczony, że gdy nie ma jedzenia atakuje mnie lub przenosi złość na Śrubę lub Globiego. Dzisiaj wrócił z podwórka, pacnął nic nie spodziewającego się Globiego po zadku i poszedł jeść. Warto pamiętać, że sygnały kocie i psie są zupełnie inne. Np. machanie ogona u kota, wcale nie znaczy, że jest wesoły, tylko, że jest zdenerwowany i może podrapać.

Uszy

U kotów trudno jest rozpoznać kiedy jest zadowolony, a kiedy zły ponieważ koty pokazują swoje emocje głównie uszami. Niestety nie posiadam zdjęć obrazujących emocje kota (oprócz zadowolonej), ale znalazłam zdjęcie w googlach:
 
źródło: http://www.chatoola.ovh.org/-=chatoola=-/kocia%20mowa.gif 

1. kot spokojny, zrelaksowany.
2. złość - uszy są ustawione bardzo wysoko czasem też trochę do tyłu. Wtedy kot jest zły i zapewne zaraz podrapie.
3. strach - uszy nisko położone to znak, że kot się boi
4. zabawa - właściwie bardzo podobne do "spokoju", jednak uszy są bardziej podniesione, w czasie zabawy kot też jest czujny!
5. zadowolenie - uszy zrelaksowane, oczy przymrużone, tylko głaskać :)

 Ciało

 Oczywiście oprócz uszu, kot też całym swoim ciałem pokazuje emocje.

Zrelaksowany kot przechadza się po domu z podniesionym ogonem.
Kot zły. Gdy są niezadowolone np. z niewłaściwych pieszczot zwykle zaczynają machać ogonem i robią swoją "gburowatą minę" jak ja to nazywam, czyli punkt 2. Gdy kot robi tzw. "koci grzbiet", napusza mu się sierść i ogon, często "fuka" i syczy. Stara się w ten sposób odstraszyć napastnika. Tą pozycję zwykle koty stosują, gdy coś ich zaskoczy (ale nie okazując strachu). Jest to forma obrony.
Kot przestraszony się kuli, pokazuje w ten sposób uległość, poddaje się. Swoją drogą nigdy nie widziałam Czułego w takiej pozycji, on zawsze uważa, że jest najsilniejszy :)
Niepewny kot kuli ogon pod siebie, lekko i ostrożnie stąpa i ma zamiar jak najszybciej uciec z nieznanego mu terytorium.
Łaszenie się to oznaka przywiązania się kota do właściciela, oraz oznaczenia go swoim zapachem. Gdy wracamy do domu i kot przytula się do naszych nóg to nie tylko miłe powitanie, ale także oznaczenie, że jest się w "kociej drużynie".
Pokazywanie brzucha u kota nie jest oznaką poddania się. Kot tak się relaksuje, pokazuje, że czuje się bezpieczny, czasem można go pogłaskać, ale należy uważać, bo nie zawsze kociak sobie tego życzy i wtedy można być podrapany. Od 15 lat posiadam koty, a nadal nie wiem kiedy zaprasza do głaskania, a kiedy nie.

"Ugniatanie" właściciela, czyli "pacanie" łapkami i często pazurami po kolanach lub brzuchu właściciela. Kot nas spostrzega jako swoją mamę. Małe kotki tak ugniatają sutki kotki, pijąc mleko matki. Takie układanie się na naszych kolanach to pokaz wielkiej miłości kota do nas. Gdy kota podczas tej czynności zrzucimy, bo wbija nam pazury w nogi, jest zdezorientowany i nie wie co się dzieje.

Odgłosy

Mruczenie kota pojawia się wtedy, gdy jest mu wspaniale, pokazuje, że pieszczoty sprawiają mu przyjemność.
"Fukanie", prychanie, syczenie - wtedy lepiej zejdźmy kotu z drogi. Jest zły i nie zawaha się użyć swoich ostrych pazurów.
Gdy kot miauczy oznacza, że czegoś chce. Każdy właściciel kota może rozróżnić miliony tonacji kota i będzie wiedział czy w tej chwili kot o coś prosi, czy czegoś żąda (zwykle żąda), czy może go coś boli. Czasem kot miauczy, żeby pokazać, że po prostu jest w domu. Czuły miauczy, gdy wracam do domu, a on też jest na dworze. Miauczenie jest tylko dla ludzi. (możemy czuć się wyróżnieni)
Koty też warczą, gdy chcą ostrzec, że akurat to jedzenie jest tylko jego wydają gardłowy wark. Jeżeli wam życie (a przynajmniej zadbana ręka) miłe to nie sprawdzajcie tego, chociaż kiedyś Czuły już na mnie warczał, jak podkradł się do wątróbki i chciałam mu ją zabrać.
Walczące ze sobą koty wrzeszczą. Ten wrzask kojarzy mi się z płaczem rozhisteryzowanego niemowlaka.  Jeżeli mieszkacie akurat przy skupisku kocich właścicieli, lub piwnicznych kotów  na pewno nie raz słyszeliście wojenne okrzyki kotów.

Mam nadzieję, że udało mi się przybliżyć Wam kocie zachowanie, jednak żeby całkowicie nauczyć się odczytywać intencje swojego kota należy go bacznie obserwować i uczyć się na własnym doświadczeniu.
 I na zakończenie... uśmiechnięty kot :)